Budżetowa latarka EDC – paluszek

Pewien czas temu poczułem potrzebę wyposażenia swojego codziennego plecaka/EDC w latarkę. Plecak codzienny ma to do siebie, że nie powinien być za duży i za ciężki, gdyż w przeciwnym wypadku poruszanie się w metrze byłoby utrudnione. Nie mówiąc już o tym, że jako człowiek leniwy nie lubię zbyt dużo dźwigać.

Latarka w EDC zawsze się przyda. Ale tak mocna nam nie potrzebna :)
Latarka w EDC zawsze się przyda. Ale aż tak mocna nam nie potrzebna 🙂

Zrobiłem więc rachunek sumienia co tak naprawdę jest mi potrzebne. Po kilku minutach wiedziałem, że potrzebne jest mi coś lekkiego, małego o niekoniecznie dużej mocy świecenia. Dlaczego nie szukałem czegoś o mega mocnym snopie światła. Bo tak naprawdę potrzebuję czegoś co pozwoli mi się poruszać po ciemnym pokoju czy do zaglądania do szuflady bez konieczności zapalania światła. Ot, taka latareczka na co dzień…

Latarkę wypatrzyłem na straganie u Wietnamczyka na jednym z warszawskich bazarów. Mówicie że to tandeta? No to przeczytajcie relacje z pierwszych trzech miesięcy użytkowania.

Testowany egzeplarz Police10W
Testowany egzeplarz Police10W

Na początek opis. Latarka jest czarna (więc w kolorze surwiwalowym), wyposażona w jedną diodę i napędzana baterią paluszkiem AAA (czyli tym mniejszym). Wymiary to, długość 85 mm i szerokość 12 mm. Bez problemów mieści się zatem w plecaku w miejscu na długopis. Latarka posiada też metalowy klips, który pozwala zaczepić ją w kieszeni cienkiego ubrania. Ale najlepsze jest to, że z baterią waży równe – uwaga 26 gramów. Tak więc nic naprawdę nie czuję, że ją noszę. Dzięki małym wymiarom latarka idealnie nadaje się do zestawu EDC lub puszki przetrwania ukrytej w plecaku ucieczkowym BOB (eng. Bail out bag)

Latarka nie posiada wielu trybów świecenie low/mid/hi/strobo itp. Można ją jedynie włączyć lub wyłączyć, dzięki czemu ryzyko uszkodzenia przełącznika jest praktycznie zerowe. A w sytuacji ekstremalnej można taki przełącznik zewrzeć na krótko i doświetlić sobie pożądane miejsce. Jakiś czas temu testowaliśmy latarkę, która posiadała 5 trybów świecenia i niestety selektor/włącznik padł po dwóch dniach. Dodatkowo dość niepraktyczna jest konieczność przejścia przez 5 trybów by dojść do pozycji OFF jeśli tylko chcieliśmy chwilowo doświetlić sobie np. drogę/obiekt.

Jak się sprawdza. Idealnie, do poruszania się po mieszkaniu bez konieczności zapalania światła, do doświetlenia w szafie kablowej. Dodatkowo używałem je w czasie wieczornych sesji joggingu. Biegam teraz na terenie wiejskim po godzinie 21.00 i nie ma tam absolutnie żadnego źródła światła. Latarki używam do świecenia sobie pod nogi i do sygnalizacji swojej obecności ewentualnemu samochodowi. Sprawdziłem, że mimo niewielkiej mocy diody, latarkę widać ze 100 metrów. Zresztą mega mocne światło w lesie bardziej oślepia niż oświetla…

Pierwszą ciekawostką jest to że oryginalna bateria wystarczyła mi na dwa miesiące użytkowania (przy użytkowaniu ok 5-6h pracy tygodniowo). To naprawdę dużo. To gigantyczny plus tej latarki.

Drugą ciekawostką jest odporność latarki. Kilka razy upadła mi ona na ziemię, ale najciekawsze jest to, że przez przypadek została ona wyprana w pralce automatycznej i to łącznie z wirowaniem. Już myślałem, że będę musiał kupić sobie następną, ale pranie nie zrobiło na latarce żadnego wrażenia – nadal działa. Szkoda, że Wietnamski sprzedawca nie zadbał o określenie wodoszczelności wedle normy IP.

Ciekawe czy dała by sobie radę jako latarka do nurkowania:)?
Ciekawe czy dała by sobie radę jako latarka do nurkowania:)?

Największą ciekawostką jest jednak cena latarki. Za urządzonko zapłaciłem równe 7 złotych i 50 groszy. Latarka tej klasy produkowana przez renomowaną firmę kosztuje około 50 PLN. Niech mi ktoś powie, że nie warto kupować taniego sprzętu. Idę o zakład, że większość tych drogich latarek nie przetrzymała by prania wraz z gaciami i skarpetkami. Prawdopodobnie latarka z biedronki z IPX3 nie dała by rady. Jak widać tanie nie zawsze musi oznaczać kiepskie!

4 myśli na temat “Budżetowa latarka EDC – paluszek

  1. Zgadzam się. Tanie nie zawsze oznacza badziewne i nie warte kupienia. Szczególnie w czasach, kiedy pół świata klepie w Chinach bądź innych państwach dalekiego wschodu, a każe nam wciąż wierzyć w “siłę marki” jak w latach 70 czy 80. Niestety. Tak się składa, że posiadam jeszcze kilka markowych ubrań z tamtych lat i porównując je do ich dzisiejszej produkcji widzę kolosalną różnicę.
    I z drugiej strony, często oglądam “szajs” z bazaru i porównuje potem z produktami firmowymi. I często ten pierwszy wcale nie rozczarowuje w tej kwestii. Ale cóż, dla wielu wciąż najważniejsze jest…magiczne logo

    1. Marka to już nie wszystko. Mimo iż czasem fajnie jest mieć coś markowego, np Victorinoxa lub Lethermana ale nie można gardzić tańszymi produktami. Niestety na wielu grupach dyskusyjnych jak ktoś poruszy temat np multitoola z biedronki to zaraz zostanie wygwizdany za używanie “gównianego sprzętu”. Ja tam ma toola z biedry i się go nie wstydzę:) Dziala

      1. Jak to mówił Twój dziadek: “Wstyd to kraść i z d..py spaść”.

        A co do latareczki którą tu opisywałem prawie pół roku temu. Nadal działa i nawet nie musiałem zmieniać w niej baterii.

Dodaj komentarz

czternaście − 1 =

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.