Długo czkałem na ten marsz, z pewnych względów był on dla mnie bardzo wyjątkowy. Tak jak wyjątkowa również jest sama trasa, która naprawdę należy do ścisłego grona moich ulubionych pętli w puszczy kampinoskiej. Idea MikroTripów polega na tym, by prostym sposobem, odbyć wspaniałą “wyprawę”, bez konieczności angażowania wielkich środków. W skrócie, ma być blisko, tanio i łatwo, przy czym nie może zabraknąć wrażeń. Szlak ten wpisuje się, w te ramy idealnie.
Jakie jest życie, każdy widzi. Na nadmiar czasu zazwyczaj, nie możemy narzekać, dlatego nie dziwię się, że coraz więcej osób poszukuje takich krótkich odskoczni, od przyziemnego świata, by na te kilka godzin zanurzyć się w czymś zupełnie innym.
Moją małą misją, stało się propagowanie takiej formy spędzania wolnego czasu. Udowodnienie, że nie potrzeba wydawać pieniędzy, czy też poświęcać dużo, aby odwiedzić ciekawe miejsca i wyrwać się z trybów codzienności. Tym bardziej cieszy mnie, że czytacie ten materiał, a jeszcze większą radość sprawia mi gdy słyszę, że ktoś skorzystał z opisanego MikroTripa. Doszły mnie również słuchy, że niektórzy chcieliby nam za te robotę postawić kawę. Więc oto i jest taka opcja! Nie ma nic lepszego niż gdy ktoś docenia, że robisz to co lubisz. Więc jeśli zdecydujesz się, na tak poważny krok to wiedz, że podwójnie to doceniam 🙂 Dzięki!
Przejdźmy jednak do samej trasy, która rozpoczyna się w bardzo charakterystycznym miejscu, dla zmotoryzowanych miłośników puszczy, czyli na parkingu Roztoka, w sercu Kampinosu. Należy mieć to na uwadze, że ze względu na swoją dostępność i rozmiar jest to bardzo popularny parking. Latem potrafi być tu naprawdę tłocznie. Jednak tylko raz widziałem ten parking w pełni zapchany, więc przy odrobinie kreatywności zawsze znajdzie się miejsce dla spóźnionego wędrowca. Lokalizacja też nie pozostaje bez znaczenia. Dojazd jest bardzo prosty i szybki, a w tym miejscu zbiega się wiele szlaków, co pozwala nam na stosowanie wielu kombinacji tras. Niewątpliwie jeszcze ten punkt na mapie przewinie się w przyszłych MikroTripach.
LINK DO TRASY

Tak więc zgodnie z mapką , ruszamy zielonym szlakiem na północny zachód. Mimo iż jest to pętla, celowo zachęcam was do obrania tego kierunku. Trasa pokonana w ten sposób, da wam znacznie więcej radości. No to ruszamy! Postaram się nie wdawać, w zbyt szczegółowe opisy trasy, jednak o niektórych jej fragmentach, po prostu wspomnieć muszę. Początkowo szlak nie zdaje się zdradzać swojej ponadprzeciętnej natury. Jednak dosłownie po chwili znajdujemy się w magicznym, wiecznie zielonym miejscu, gdzie po jednej stronie otuleni przez pokrytą mchem skarpę, jesteśmy wręcz wypchani w głęboką zieleń igliwia. Znajdujemy się właśnie w okolicy obszaru ochrony ścisłej, Żurawiowe. Z racji położenia tego miejsca, jest tam naprawdę cicho. Warto tu przystanąć na chwilę, by zatopić się w te przenikliwą ciszę. Pamiętam jak duże wrażenie zrobił na mnie ten fragment, za pierwszym razem.



Trasa na tym odcinku jest prosta i spokojna. Obszar Żurawiowe , swojej nazwy nie zawdzięcza przypadkowi. Miejsce na zakładanie gniazd w tym rejonie, upatrzyły sobie właśnie Żurawie. Nie trudno więc usłyszeć ich krzykliwe nawoływania, pomiędzy szumiącymi drzewami.
Po około godzinie spokojnego marszu, dochodzimy do pierwszego skrzyżowania na naszej trasie. Nasza trasa na mapie zostaje przecięta poprzez szlak, o kolorze żółtym. Jest to też pierwsza na trasie możliwość, odpoczynku na ławeczce. W tym miejscu często można spotkać kierujące się na północ, wycieczki rowerowe. O tej formie, w sezonie letnim, myślę też kilka razy napiszę. Pozostańmy jednak na nogach i maszerujmy dalej zielonym szlakiem, w kierunku sosny powstańców. Bezpośrednio podążając tą pętlą, samej sosny nie zobaczymy. W tym celu należy pozostać dłużej na zielonym szlaku i zboczyć niecały kilometr, w kierunku występnej góry. Pamiętajmy, że trzeba będzie też wrócić tą samą trasą, więc dystans ten należy podwoić. Jest to miejsce jak najbardziej warte zobaczenia, jednak tym razem celowo je pomijam.




Zielony szlak, z którym przyjdzie nam się zaraz pożegnać na tym odcinku, zmienił się nie do poznania, względem tego jak wyglądał na początku naszego marszu. Szeroka droga zaczęła się zwężać, aż zmusi nas do marszu gęsiego, po wąskiej ścieżce. Niecałe 4 km później trafimy w miejsce, w którym nie jednemu zdarzyło się pomylić drogę. Odbijamy w lewo na szlak czerwony, kierując się na południe, ku tytułowemu zamczysku. Możliwe, że w przyszłości ruszymy razem , również w górę mapy, jednak tym razem dla chętnych pozostawiam jedynie informacje, o pobliskiej Sośnie powstańców.
Początkowo szlak w tym rejonie prowadzi nas przez rejony podmokłe. Nie ma potrzeby jednak zbytnio się tym przejmować, ponieważ może on sprawiać trudność, tylko w porach mokrych. Nawet wtedy, nie jest to zbyt duże wyzwanie.



Gdy po prawej stronie miniemy obiekt treningowy Straży pożarnej, oznacza to, że jesteśmy już bardzo blisko celu naszej wycieczki. Swoją drogą, może zastanawiać lokalizacja wspominanego placu ćwiczeń dla strażaków. Czemu obiekt, w którym rozpala się ogień znajduje się w centrum puszczy? Wierzę, że jest to robione w warunkach kontrolowanych. Mimo to, żywioł to żywioł… Nigdy nie przestanie mnie to zastanawiać. Dosłownie kilka minut później, trafiamy na skrzyżowanie szlaków pod zamczyskiem. Jest to bardzo popularne miejsce, ponieważ znajduje się idealnie po środku, pomiędzy dwoma największymi parkingami w Kampinosie. Zarówno, z Roztoki jak i z Granicy, ruszają spore grupy turystów, by obrać Zamczysko, jako cel swojego marszu.


Polecam to miejsce na dłuższy wypoczynek na tej trasie. Można też, usiąść na ławeczce w samym zamczysku, jednak stara dobra wiata ze stołem, na pewno będzie wygodniejsza dla turystów, ceniących dobry posiłek na szlaku.

Nasz cel, jest już o włos od nas. Dosłownie kilkaset metrów od wiaty, znajduje się tytułowe Zamczysko. Nie warto jednak spodziewać się na miejscu średniowiecznej kamiennej budowli, czy też chociażby jej pozostałości. Mamy tu do czynienia z XIII wiecznym drewnianym grodem, z którego w tej chwili, pozostały jedynie pierścienie na bazie, na których był oparty. Od kilku lat nad wałami ziemnymi można przechadzać się dzięki eleganckim kładką, które bardzo urozmaicają wizytę. Z najwyższego punktu podestu naszym oczom ukaże się, wspaniały widok na bagno Pożary, które pełniło tu również rolę ochronną. Jest to widok, na pewno warty zobaczenia. Szczególnie, że o każdej porze roku zaskakuje na nowo…



W tym miejscu znajdowała się również mogiła nieznanego żołnierza, jednak została przeniesiona na cmentarz partyzantów, w Wierszach. Zazwyczaj, w tym miejscu ciężko mi ruszyć dalej. Coś dosłownie unosi się tu w powietrzu i chce się tu spędzić dłuższą chwilę. Nie trzeba jednak, żałować opuszczania Zamczyska, ja osobiście wracam tu bardzo często… To co jednak czeka na nas w drodze powrotnej, moim zdaniem jest jednym z najpiękniejszych miejsc w kampinosie.

Idąc dalej czerwonym szlakiem, wchodzimy do magicznej krainy, która za każdym razem mnie zachwyca. Mam oczywiście na myśli, obszar ścisłej ochrony przyrody Karpaty. To ponad 31 ha wspaniałej przyrody. W tym miejscu, puszcza oddzielona jest od bagna poprzez serie wzniesień, po których mamy przyjemność wędrować czerwonym szlakiem. Widok na bagna jest wspaniały. Szlak dzięki serii wzniesień jest bardzo urozmaicony. Jazda rowerem daje tu również wielką satysfakcję. Należy jednak bardzo uważać, ponieważ można się tu nieźle rozpędzić. Poza ryzykiem upadku należy jednak pamiętać, że jest to jednak szlak pieszy i wędrowiec ma tu pierwszeństwo. Polecam z całego serca chłonąc ten odcinek. Dosłownie w połowie Karpat mamy możliwość odbić w prawo, na szlak niebieski. Polecam taki mały skok w bok, z głównego szlaku. Widok jaki rozpościera się z krawędzi bagna, jest naprawdę magiczny. Przez bardzo długo hipnotyzował mnie na tyle mocno, że wolałem stać na krawędzi bagna, niż sprawdzić co kryje się wewnątrz. W tym roku sprawdziłem na własnej skórze, ten magiczny fragment szlaku i z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że jest to istny raj na ziemi. Co prawda, szlak jest mocno błotnisty, więc raczej polecam odwiedzać go w dobrych butach lub w niebłotnistych porach roku. Idąc w tym miejscu dołem, można dla odmiany spojrzeć na bagno z bardzo bliska. Zarówno, jak na odcinku Karpat tak i tu, zalecam szczególną uwagę. Jest na czym zawiesić oko…



Do najbliższego skrzyżowania, czerwony szlak również nie zawodzi. Jednak od tej chwili jego charakter znów ulegnie zmianie. W okolicy tej krzyżówki, mamy możliwość odpocząć w wiacie oraz zobaczyć odrobinę pozostałości po opuszczonych gospodarstwach. Samotne fundamenty jakimi usiana jest puszcza, są świadectwem polityki parku prowadzonych od lat 70 wysiedleń. Nie trudno natknąć się na pozostałości gospodarstw, samotne ziemianki, czy też opuszczone wsie. Kto wie… może kiedyś wyruszymy szlakiem zapomnianych miejsc.



Przed nami ostatnia już część szlaku. Nieuchronnie zbliżamy się do końca naszej trasy. Czerwonym szlakiem podążać będziemy, prawie do samego parkingu w Roztoce. Na szczególną uwagę, na tym odcinku zasługuje mogiła nieznanego żołnierza z 1939, na skraju miejscowości Łubiec. Jeszcze tylko spacer nieopodal Miłosnej górki, wokół której występuje kilka niewielkich wzniesień i możemy rozkoszować się widokiem, na leżące w tej okolicy łąki.

Tu niestety szlak po chwili zbliża się już do drogi. W tym miejscu mamy dwie możliwości, możemy odbić znów w głąb puszczy lub pójść ścieżką, wzdłuż trasy. Tu dosłownie po kilku minutach jesteśmy już na mecie naszego marszu. Przyznaję, że idąc tą trasą od tej strony, jeszcze nigdy nie chciało mi się przejść końcówki zgodnie z oznaczeniem szlaku.

Mam nadzieję, że opis trasy zachęci was do odwiedzenia tych rejonów, że będziecie czerpać z tego równie wielką przyjemność, co ja. Na koniec jeszcze tylko odrobina prywaty… Czyli jeśli podobał Ci się ten opis trasa lub po prostu to, co robię, możesz postawić mi kawę. Tak więc nie ma co czekać, bierz rodzinę, znajomych lub ruszaj sam! Ku przygodzie!